poniedziałek, 20 grudnia 2010

Czy ja żyję?

Dziś pewien dominikanin dał mi naprawdę do myślenia. Po spowiedzi zacząłem się zastanawiać, czy ja w ogóle żyje? Czy życie polegające na spełnianiu oczekiwań innych, byciu takim jakim inni chcą, żebym był, czy to jest życie? Zabijanie swojego serca, bo może zranić bliskich, czy to jest życie? Nie bycie sobą, czy to jest życie? Nie mogę uwolnić siebie, swojego serca, swojej duszy, bo inni będą rozczarowani, że nie robię tego czego ode mnie oczekują. Jestem w środku pusty...martwy. Czy ja żyję?
Czy jestem w stanie uwolnić się z tych "kajdanów" w jakie zakuli mnie ludzie? Czy ja w ogóle wiem kim ja jestem? Jaki jestem naprawdę?
Boże...

czwartek, 16 grudnia 2010

Przykład Prawdziwego Mężczyzny

                Mam w planach co jakiś czas podawać przykłady prawdziwych mężczyzn. Przyznam się, że nie byłem zdecydowany do pisania o Nim na początku. Powtarzałem sobie, że mam za małą wiedzę, że co bym nie napisał to i tak będzie za mało itp. Stwierdziłem jednak, że nie ma co się bać. W razie co zawszę mogę edytować post i coś dodać. W takim razie, Panowie przedstawiam Wam Najlepszego z Najlepszych...Jezusa Chrystusa!

               Najdoskonalszym przykładem prawdziwego mężczyzny jest Jezus Chrystus. Kiedy trzeba jest ciepły i dobry dla bliźniego,lecz kiedy sytuacja tego wymaga potrafi być groźny - wypędzenie kupców ze świątyni. Potrafi być miły,lecz jest też twardym gościem.
               Jezusowi udaje się zyskać szacunek wśród rybaków. A nie byli to po prostu mili panowie. Byli twardzielami,codziennie zmagającymi się z morzem. Dzień w dzień walczyli z żywiołem. Chrystus lata dzieciństwa spędza u boku cieśli. Uczy się od niego zawodu. A przecież ta praca też do najłatwiejszych nie należy.
               Spójrzmy też jaki lęk wzbudzał w faryzeuszach. Nie przyszli do niego w blasku dnia. Zabrali ze sobą kupę zbrojnych i z pochodniami ruszyli pojmać Pana. Przyszli przed Jego oblicze, i co? Mimo takiej przewagi w ludziach i uzbrojeniu nadal się Go boją! Nie poszli pojmać mizernego wymoczka, Oni z lękiem ruszyli złapać groźnego,niebezpiecznego Mężczyznę.
               Przez znaczną część życia wpajano mi obraz Chrystusa jako najmilszego Człowieka na świecie. Zawsze miły,dobrotliwy Jezus,był w w moich oczach raczej słabeuszem. Nie mogłem się pomylić,moi nauczyciele tez, bardziej! Jezus owszem jest miły, dobrotliwy, kochający, opiekuńczy, ale też jest wielkim,niebezpiecznym,groźnym,męskim twardzielem! "Pan jest wojownikiem,Pan- imię jego".

               Przyjrzyjmy się teraz jak Jezus walczy z Szatanem. W dzisiejszych czasach taką postawę nazwalibyśmy "zero tolerancji". Chrystus nie wchodzi w żadne dyskusje. Ostro odpowiada Złemu. Na Pustyni mimo zmęczenia,głodu i pragnienia Jezus jest pewny siebie i nie daje się podejść Szatanowi. Takie odważne,stanowcze NIE to powinna być także naszą postawą. Nie wdajemy się w rozmowy czy licytacje. Odpowiadamy atakiem a naszą bronią jest Moc Pana.

środa, 15 grudnia 2010

Życie to wojna

            Wielu z nas, mężczyzn z pewnością zdawało sobie nie raz pytania "Jaki jest sens mojego życia?Do czego zostałem stworzony?" itp. Przyznam, że przez naprawdę długi okres nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Błąkałem się przez życie bez celu. Owszem, niby wiedziałem, że muszę skończyć studia, założyć rodzinę, spłodzić syna i zasadzić drzewo. Dla mnie jednak było to zdecydowanie za proste. Takie rzeczy to ja mogę robić w drodze do celu, a nie są one celem samym w sobie. Wiedziałem, że jest coś jeszcze.

            Swego czasu popadając w pychę Lucyfer, wraz z 1/3 aniołów, zbuntował się przeciw Panu. Dobrze wiemy jak ten bunt się zakończył. Lucyfer poniósł klęskę i został wygnany. To wiemy. Ale czy zdajemy sobie sprawę z tego, że ta walka nie została skończona? Lucyfer nadal walczy z Bogiem. Dwie armie ścierają się nieustannie od tylu lat. Niesamowite, gdyż wcześniej w ogóle w ten sposób o tym nie myślałem. Owszem, wiedziałem, że jest ktoś taki jak Lucyfer. Wiedziałem, że siedzi sobie gdzieś głęboko w piekle. Pobity i nieszkodliwy. Otóż nie! Zły ciągle walczy. Tylko, że ta walka przeniosła się na nas. Teraz my, mężczyźni zostajemy powołani do armii Najwyższego. To jest jeden z celów w naszym życiu! Musimy stać się wojownikami Pana.
"Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa!"  
                            2Tm 2,3
To jest to. Jesteśmy wojownikami. Nasze dzieciństwo i młodość są swego rodzaju etapem przygotowującym nas do tej walki. Pan, dając nam ten konkretny cel, sporo ryzykuje. Sam fakt, że przez tyle lat nie miałem o tym zielonego pojęcia, dowodzi tego na jakie ryzyko decyduje się Bóg. Mój etap "treningu" został w znacznej mierze zaprzepaszczony. Nie jestem należycie do tej walki przygotowany. Dopiero się tego uczę. A w zasadzie to uczy mnie mój Ojciec. A ilu z Was panowie, wiedziało, że jesteście wojownikami Pana? Ilu z Was wydaje się sobie całkowicie bezbronnych w tej walce? Ja dopiero się uczę, ale wcześniej ta walka wyglądała jak walka Pudziana z Najmnanem. I to nie ja byłem Pudzianem, a skutki były dużo niebezpieczniejsze. Panowie, tak szczerze, jak sobie radziliście w tej walce? Wiem, że były dobre momenty. A ile było tych złych? Tak być wcale nie musi. Nie jest jeszcze za późno. Można jeszcze odbyć "trening". Oddajmy się pod opiekę naszemu Generałowi i Jego Synowi. Oni nas uzbroją i wyszkolą, byśmy byli tymi, którzy walczą na pierwszych liniach frontu. Będziemy walczyć aż po kres naszych dni. Nie tylko będziemy walczyć, ale będziemy zwyciężać! Będziemy zwyciężać, bo u naszego boku stoi Bóg z cała swoją Mocą! Jakiegoż znaczenia nabierają teraz słowa Jana Pawła II "Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi!". Panowie, nie lękajmy się! Nadszedł czas "treningu" i walki! 
" Czyż ci nie rozkazałem: Bądź mężny i mocny? Nie bój się i nie lękaj, ponieważ z tobą jest Pan, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz"
                                                                                        Joz 1,9

Panie, oddaję Ci siebie, swoją duszę, swoje ciało i serce. Trenuj mnie i uposaż do walki. Przyodziej mnie w zbroję. Włóż w me ręce miecz i tarcze. Naucz mnie walczyć z Wrogiem. Bądź przy mnie w czasie walki i w czasie odpoczynku. Oddaje Ci całego siebie, Panie. Chcę być Twoim wojownikiem. 

wtorek, 14 grudnia 2010

Kim jest mężczyzna?

Lektura książki "Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy" John'a Eldredge'a dała mi ciekawą odpowiedź na pytanie "Kim jest mężczyzna?"

"Drugi opis stworzenia człowieka" mówi o tym, że mężczyzna został stworzony w dziczy. Kiedy nie było jeszcze niczego poza niebem i ziemią. Bóg stworzył mężczyznę z prochu ziemi. Dopiero później Ojciec stworzył Eden i umieścił w nim mężczyznę. Stąd też tak wiele prawdy w słowach John'a Muir, "że kiedy mężczyzna wychodzi w góry, wraca do domu." Stąd nasze zamiłowanie do podróży, do przygody, dzikiej przestrzeni. Tęsknimy za tym, bo jest to zakorzenione w nas od chwili stworzenia. Mężczyzna źle się czuje w dzisiejszym poukładanym świecie, gdzie wszystko ma swoje miejsce, gdzie trzeba być milusim, grzeczniutkim i najlepiej zawsze czyściutkim. Potrzebujemy być w miejscach gdzie nasze serce czuło by się jak w domu. Tak samo biblijni mężczyźni(Mojżesz, Jakub, Eliasz, Jezus) nie siedzą w domach na herbatkach i plotkowaniu. Aby spotkać Boga wychodzą na pustynie. Z daleka od wygód cywilizacji.  I tam na odnajdują nie tylko Boga, odnajdują również siebie samych. Otoczeni dzikimi pustkowiami odnajdują odpowiedzi na pytania dręczące każdego mężczyznę. "Kim jestem? Z czego jestem zrobiony? Do czego jestem przeznaczony?" Daleko w dziczy zostają powołani, odkrywają misje jakie przydzielił im Bóg.
My też jeśli chcemy odnaleźć nasze serca, musimy ruszyć się z wygodnych foteli, z ciepłych pieleszy. Wyjdźmy na pustynie, Panowie i dajmy się odnaleźć Bogu!

" Życia duchownego nie można prowadzić na przedmieściu. Zawsze 
znajduje się na niezbadanych terenach, a my, którzy nim żyjemy, 
musimy zaakceptować, a nawet cieszyć się, że pozostaje ono 
nieoswojone." 
                                                                                  Howard Macey


P.S. Jako, że jestem aktualnie pod dużym wpływem wyżej wymienionej książki autorstwa J. Eldredge'a, będę dość często w swoich przemyśleniach do niej nawiązywał.

Jak rozpoznać wylew?

"Prawdziwe zdarzenie.
Podczas letniego grilla jedna z pań nagle potknęła się i osunęła na ziemię. Zapewniła, że czuje się dobrze i nic jej nie jest, ze tylko się poślizgnęła, bo ma nowe pantofelki (parę osób w pobliżu chciało dzwonić na pogotowie). Przyjaciółki pomogły jej wstać i podały nowy talerz z jedzeniem. Ta pani wyglądała na trochę oszołomioną, ale mimo tego zdecydowała się uczestniczyć w przyjęciu, tak jakby nic się nie stało.
Późnym wieczorem przedzwonił jej mąż do przyjaciół i poinformował, że pogotowie zabrało żonę do szpitala. Zmarła o 18-tej następnego dnia. Okazało się, że dostała wylewu krwi do mózgu podczas imprezy.
Gdyby jej mąż lub przyjaciele wiedzieli jak zdiagnozować wylew krwi do mózgu, może mogliby uratować jej życie.

JAK RATOWAĆ W WYPADKU WYLEWU KRWI DO MÓZGU?
Specjalista neurolog twierdzi, że gdy pacjent znajdzie się pod jego opieką w przeciągu trzech godzin, to jest możliwość całkowitegowyleczenia efektów wylewu. Sztuka polega na rozpoznaniu objawów i postawieniu prostej diagnozy w ciągu tych trzech godzin.
JAK ROZPOZNAĆ WYLEW?
Często jest trudno rozpoznać objawy. Udar mózgu może być krwotoczny (wywołany wylewem krwi do mózgu) lub niedokrwienny (wywołany zatrzymaniem dopływu krwi do mózgu). Właśnie brak wiedzy może mieć fatalne skutki, jeżeli osoby w pobliżu nie wiedzą jak rozpoznać objawy wylewu.

Lekarze uzgodnili prostą metodę jak rozpoznać wylew
stawiając trzy pytania:

1. poproś by pacjent się UŚMIECHNĄŁ,
2. poproś by pacjent PODNIÓSŁOBYDWIE RĘCE DO GÓRY,
3. poproś by pacjent POWTÓRZYŁ PROSTE ZDANIE
(np. dzisiaj jest ładna pogoda),
jeżeli osoba ma trudności z jednym z tych zadań, wzywaj natychmiast karetkę pogotowia (reanimacyjną) i opisz objawy.
Lekarze zauważyli, że właśnie tym sposobem nawet laik potrafi zauważyć takie objawy jak: niepełnosprawność mięśni twarzy, brak sił w rękach i trudności z mową.

Lekarze zwracają się do wszystkich, by każdy zapamiętał te trzy podstawowe testy. Rozpowszechnienie tych trzech zdań umożliwi szybką diagnozę, wcześniejsze leczenie i uniknięcie trwałego kalectwa.
Podziel się tą wiadomością.
Ona może uratować czyjeś życie.

Kopiowanie dozwolone,
a umieszczanie na blogach wręcz zalecane."
z: 
http://heke17.blogspot.com/2010/10/jak-rozpoznac-wylew.html

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Moje Męskie Serce

Próbowałem dziś sobie przypomnieć kiedy moje serce czuło się prawdziwie wolne i pobudzone. Przypomniało mi się kilka takich sytuacji między innymi:

1. Godzina po 21, dawno po zmroku. Jestem w obcym kraju, kilka tysięcy kilometrów od domu. Wprawdzie u celu oddalonego o jakieś 40 kilometrów jest cześć mojej rodziny, ale nie mam się z nimi jak skontaktować. Nie mam komórki. Jadę środkowym pasem autostrady, gdy nagle usłyszałem huk i samochodem lekko zarzuciło. Czułem, że coś jest nie tak. Niestety nie było wystarczająco szerokiego pobocza, żebym mógł zjechać. Toteż siłą rozpędu dojechałem do zjazdu i najbliższej stacji benzynowej. Zatrzymałem samochód, wysiadam sprawdzić co się stało. Okazało się, że guma strzeliła. Był to pierwszy raz kiedy sam musiałem zmieniać koło. Dodam, że samochód nie był mój. W miarę sprawnie, jak na nowicjusza, zmieniłem na zapasówkę i dojechałem bezpiecznie do celu. Kilka dni później mechanik powiedział, że miałem szczęście, bo guma niemal dookoła została rozerwana i gdyby całkowicie spadła to przy tej prędkości mogło się zakończyć dużo gorzej.

2. Ten sam kraj, to samo auto, też już ciemno i po 21 (o 21 kończyłem zajęcia w szkole oddalonej o ok.50km od domu). Znowu brak komórki. Znowu ta sama autostrada. A dookoła krople. Praktycznie to ściana kropli. Zapowiadany "huragan" postanowił uderzyć akurat jak wracałem z zajęć. Widoczność nie przekraczała kilku metrów. Kierownice musiałem trzymać mocno obiema rękami, gdyż inaczej by mnie zepchnął wiatr z drogi. Siostra(u której pomieszkiwałem w czasie pobytu w obcym kraju) w domu obgryzała paznokcie.A ja z uśmiechem na ustach i zaciętością w oczach wracałem z zajęć.

3. Tym razem jestem ze swoją dziewczyną w górach. Zeszliśmy z zielonego na czerwony bądź czarny szlak. Mało uczęszczany. Po drodze spotkaliśmy może ze czworo pieszych turystów. Zaczynał zapadać zmrok. Dodam, że jestem krótkowidzem i im mniej światła tym gorzej widzę. Szlak ciągle wiedzie nas w górę. Momentami trzeba było iść po lekko oblodzonych kamieniach, wąską ścieżką. Dziewczyna przerażona, ja skutecznie próbowałem swój strach maskować. Dodatkowo uczucie to było potęgowane przeczytaną wcześniej wiadomością...Uwaga niedźwiedzie! Dookoła nas tylko natura. Piękne polskie góry. Oczywiście dotarliśmy bezpiecznie do wynajmowanego pokoju. Byliśmy konkretnie zmęczeni, ale szczęśliwi przeżytą przygodą.

Takich sytuacji mógłbym wymienić jeszcze kilka bądź więcej. Większość z nich łączy parę wspólnych cech. Niebezpieczeństwo, ryzyko, nieznane, konieczność zachowania zimnej krwi itp. Jak się wtedy czułem? Owszem, gdzieś tam daleko był strach, ale głównie czułem...WOLNOŚĆ. Moje serce było pobudzone. Czułem się podekscytowany. Czułem się mężczyzną. Podobne, czasem takie same uczucia towarzyszą mi kiedy pozwalam sercu realizować moje pasje. 
A czy Wy kiedyś czuliście wolność w Waszych sercach? Jakie to były momenty? Kiedy Wasze serce zaczynało bić szybciej w ten pozytywny sposób? 

niedziela, 12 grudnia 2010

Witajcie

Od dłuższego czasu szukałem miejsca, w którym mężczyzna mógłby przebywać w towarzystwie innych mężczyzn. Pogadać o swoich sprawach, problemach, doradzić się, poradzić komuś innemu, być sobą. Porozmawiać o byciu mężczyzną, o sprawach, dylematach i problemach z tym związanym. Bez osądzania, bez nabijania się, bez wywyższania. Takiego miejsca jednak nie znalazłem, dlatego sam postanowiłem takie miejsce stworzyć. Zapraszam zarówno tych, którzy mają pytania jak i tych którzy mają odpowiedzi. Panowie, zapraszam do normalnej, szczerej rozmowy. Bez udawania, bez napinania. Wzajemny szacunek to podstawa.

Dodam jeszcze, że nie uważam się za samca alfa, supermegahiper męskiego maczo. Takie definiowanie uważam za bezsensowne, bo tak naprawdę to jak sprawdzić czy ktoś jest samcem alfa? Ma się dopasować do wymogów? Bezsens. Od razu też napiszę, że nie posiadłem wiedzy na ten temat. Nie wiem co facet musi zrobić, żeby być mężczyzną, ale szukam odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Szukam wskazówek na drodze do bycia mężczyzną. Szukam przykładów mężczyzn z których mógłbym czerpać. A jeśli Ty zamierzasz czytać ten blog, bo szukasz porad typu "5 rzeczy, które musi zrobić człowiek, żeby być mężczyzną" to ich nie znajdziesz. Moim zdaniem rady typu: "musisz ubrać takie ciuchy nie inne; musisz mieć takie auto; musisz uprawiać takie sporty" są po prostu głupie. Bycie mężczyzną to raczej rozwijanie swoich najskrytszych pasji, życie pełnią swojego serca, odważne bycie sobą,ale oczywiście nie tylko. Określanie jak musisz wyglądać albo jaki gadżet musisz kupić albo co lubić mija się z celem. Takie rady nie pomogą nam w byciu mężczyzną. 

Do uczestnictwa w rozmowach zapraszam również kobiety. Panie będziecie mogły się dowiedzieć co tak naprawdę leży mężczyznom na sercach. Z jakimi problemami muszą sobie radzić. Co sprawia, że czują się mężczyznami; że ich serca biją mocniej. Co ich pobudza do życia. Może to choć trochę pozwoli Wam, drogie Kobiety, zrozumieć naszą naturę i dostrzec różnice między naszymi płciami (nie tylko te fizyczne).

Pierwszy wpis chciałbym zakończyć dwoma cytatami. Pierwszy z nich będzie o byciu mężczyzną, a drugi o prawdziwym mężczyźnie.

" Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się mężczyźnie na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy...który wie, co to wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, który ściera się w słusznych sprawach, który w swych najlepszych chwilach poznał tryumf wielkiego wyczynu, a w najgorszych, gdy przegrywa, to przynajmniej przegrywa z odwagą, nie chcąc, aby jego miejsce było wśród chłodnych i nieśmiałych dusz, które nigdy nie poznały ani smaku zwycięstwa, ani smaku porażki. " 
                                                                             Theodore Roosevelt

" Czyżby stracony Towarzysz nasz
  Za sprawką kapłanów, na krzyżu?
  On kochał wszystkich chłopów na schwał,
  Co w łodziach śmigają po morzu.

  Gdy przyszli zgrają pochwycić Go, 
  Z uśmiechem powieki swe przymknął.
  "Najpierw puścicie tych tutaj", rzekł,
  " inaczej me klątwy nie zmilkną".

  Śród wrogich włóczni odesłał nas
  Roześmiał się na głos w pogardzie. 
  "Czemuście nie przyszli po mnie, gdym 
   nauczał w mieście otwarcie?"

  My zdrowie Jego piliśmy winem
  Czerwonym na uczcie ostatniej. 
  Kapłanem kapłonem on nie był, o nie, 
  Lecz mężem o duszy chwackiej.

  Widziałem raz, jak chwycił sznur
  i przegnał setki handlarzy,
  gdy śmieli Jego najświętszy dom
  zmienić w pstry plac targowy...

  Widziałem, jak złowrogi strach
  Zdjął galilejskie wzgórze. 
  Tysiące jęczało - On spokojny szedł,
  z oczami jak szare morze.

  Jak morze, gdy groźny jest rejs,
  Szarpane gniewnymi wiatrami.
  Jak morze, które w Genezaret
  Poskromił dwoma słowami.

  Najlepszym z ludzi Towarzysz nasz,
  Z wiatrem i morzem zbratany.
  A oni myśląc, że zabili Go,
  Na wieki zostaną głupcami. "

               Ballad of the Goodly Fere ( Ballada o Dobrym Towarzyszu ) Ezra Pound. przełożyła Justyna Grzegorczyk